Było
już o sześciolatkach a teraz będzie też trochę o gimnazjum. Oba tematy
budziły i budzą emocje, mam jednak wrażenie, że przeważnie wypowiadają
się na nie ludzie, którzy nie mają dzieci w wieku szkolnym i są dalecy
od panujących realiów. Poprzednia ekipa rządzących chciała wysłać
wszystkie sześciolatki do szkoły a obecna proponuje zostawienie
sześciolatków w tej samej klasie (by mogły dołączyć do
swojego rocznika). Jeden pomysł gorszy od drugiego.
Cóż z
tego, że sale lekcyjne są przystosowane dla sześciolatków i to, że
intelektem nie odbiegają one od siedmiolatków, jeżeli w większości
przypadków sześciolatki nie są dostatecznie dojrzałe emocjonalnie. Nie
mówię tu o tych dzieciach, które zostały odroczone ale o pewnej części
sześciolatków, które obecnie chodzą do
pierwszej klasy i których rodzice otwarcie przyznają, że ze względu na
emocje powinny jednak zostać jeszcze rok w przedszkolu. Teraz podobno ma
być lepiej dla sześciolatków z roczników 2010 i młodszych ale co z
tymi, które już są w szkole? Propozycja pozostania sześciolatka na drugi
rok w pierwszej klasie – kto to wymyślił? czy ktoś pomyślał co
by to oznaczało dla dziecka? A co z pozostałymi rocznikami, które w
system edukacji weszły jako
sześciolatki? Nie było wtedy wprawdzie obligo, że muszą iść do szkoły
ale reforma edukacji jednoznacznie wskazywała kierunek zmian. Moim
zdaniem jedyne rozsądne wyjście z sytuacji to pozostawienie klas dwurocznikowych – gdzie sześciolatki mogą ale nie muszą pójść do szkoły.
W
końcu gimnazja i pomysł ich likwidacji. Do ubiegłego roku też byłam
przeciwniczką gimnazjów ale dziś jestem po drugiej stronie. Normalnym
zjawiskiem jest to, że obawiamy się czegoś czego nie znamy ale nie
zawsze musi to oznaczać zmianę na gorsze. System ośmioklasowy znam i
uważam, że o ile był dobry 20 lat temu teraz się nie sprawdzi. Nie
zależnie, czy młodzież będzie w
gimnazjum, czy w 7-8 klasie, problemy same nie znikną a w systemie
8-klas mogą się wręcz nasilić (widać to już w przypadku klas szóstych). Młodzież nie jest już tą sprzed 20 lat i na
pewnym etapie potrzebuje zmiany.
Owszem początki gimnazjów nie były łatwe zarówno dla dzieci, ich rodziców jaki pewnie dla samych nauczycieli. Wszyscy się wtedy uczyli. Od tamtego czasu upłynął szmat czasu i bardzo dużo się zmieniło.
Jakie moim zdaniem są zalety gimnazjum
1. Gimnazjum
można wybrać wg własnych preferencji – gimnazja w których trzeba się
dużo uczyć lub wg krążących opinii zdecydowanie mniej, szkoły z klasami
profilowanymi (np. informatycznymi, sportowymi a
nawet militarnymi ), te które mają ciekawą okolicę (boiska, park,
rynek) lub te które są po prostu blisko miejsca zamieszkania – kryteria
wyboru są
bardzo różne. Dziecko ma poczucie realnego wpływu na dokonywany
wybór (pod warunkiem, że rodzice go nie narzucą). Moim zdaniem jest to
pierwsza z zalet - nie musimy się skazywać na gimnazjum rejonowe, wybór
jest praktycznie nieograniczony (zależny tylko od wyników z egzaminu i
ocen na świadectwie). W ubiegłym roku była możliwość zaznaczenia w
deklaracji wyboru szkoły dowolnej ich ilości (w poprzednich latach można
było wybrać tylko dwa gimnazja + trzecie
rejonowe) - to dało komfort, że w przypadku nie dostania się do szkoły
tzw. „pierwszego wyboru”, automatycznie nasz wniosek rozpatrywany był w
kolejnej z listy (kolejność na liście wg preferencji).
2. Kolejna
zaleta to nauka samodzielności – dzieci zaczynają same dojeżdżać do
szkoły, wychodzą poza swój dobrze znany rejon, poznają komunikację i
uczą się nowych zasad. Mają poczucie odpowiedzialności.
3. W końcu chyba najważniejsze – w gimnazjum dzieci są „czystymi
białymi kartami” zaczynają budować swoją opinie od początku. Tu znikają
wszystkie przypięte „łatki” zarówno przez rówieśników jak i
nauczycieli. Tu kończy się wykorzystywanie tzw. ”dobrej opinii” –
uczniowie weryfikują swoje umiejętności, wszystko
zaczyna się na nowo. Dzieci uwalniają się środowiska szkoły, w którym
tkwią od 6 lat i którym są po prostu zmęczeni.
Ostatni
semestr szóstej klasy bywa ciężki, nie tylko ze względu na presję
zbliżającego się egzaminu a potem oczekiwania na wyniki ale często ze
względu na zmęczenie własnym towarzystwem w klasie. Gimnazjum jest
restartem dla wszystkich - dla dzieci i dla rodziców, osobiście nie
wyobrażam sobie kolejnych dwóch lat w podstawówce. Teraz mam porównanie w
sposobach nauczania i radzenia siebie z
młodzieżą przez nauczycieli na poziomie podstawówki i gimnazjum – w
naszym przypadku różnica jest kolosalna, na korzyść gimnazjum
oczywiście. Co ciekawe, ile razy rozmawiam z którymkolwiek z rodziców
dzieci z pierwszej klasy gimnazjum (z różnych szkół) wszyscy zmianę tę
postrzegają na plus, choć pamiętam nasze rozmowy sprzed wakacji pełne
sceptycyzmu i obaw.
Ważnym
faktem jest to, że gimnazjum jest objęte obowiązkiem szkolnym, więc nie
ma możliwości by dziecko nie dostało się do gimnazjum. Wystarczy, że
przyjedzie na egzamin i jeżeli nawet nic nie napisze, ma zagwarantowane
miejsce w gimnazjum rejonowym. Gimnazjum rejonowe jest najczęściej
najbliżej miejsca zamieszkania, czasem nawet w tym samym budynku co
szkoła podstawowa. Teoretycznie jeżeli cała klasa z podstawówki wybrała by
gimnazjum rejonowe mogłaby zostać przeniesiona do gimnazjum w składzie
1:1. Nie bardzo więc rozumiem, jaką wartość może dać likwidacja
gimnazjów? Moim zdaniem ograniczy to tylko możliwość wyboru, jaki teraz
istnieje na tym etapie.
Mam
więc nadzieję, że zanim zostanie wprowadzana jakakolwiek zmiana dot.
gimnazjów w systemie oświaty, ktoś uwzględni zdanie dzieci i rodziców, bo chyba jasne jest, że wraz z likwidacją gimnazjów problemy wieku dorastania automatyczne nie znikną.