poniedziałek, 28 września 2015

Rumunia – Transylwania - Trasa Transfogaraska (Transfogarska)

Siedmiogród (obecnie Transylwania) tworzyło siedem miast (stąd nazwa): Kluż-Napoka, Sybin, Braszów, Sighisoara, Bystrzyca, Sebesz i Mediasz. Był to obszar zamknięty z wszystkich stron pasmami, później nazwa ta objęła również terytorium pomiędzy łukiem Karpat a granicą rumuńsko-węgierską i rumuńsko-serbską. Jest to najbardziej tajemnicza kraina w Europie, nie tylko ze względu na miejsca związane z Draculą. Znajduje się tam wiele wspaniałych budowli oraz unikalna droga przez wysokie góry -  Trasa Transfogaraska.

Droga Transfogaraska lub Transfogarska (Transfăgărășan) to droga krajowa DN7C, która prowadzi przez Góry Fogaraskie (Fogarasze) najwyższe pasmo Karpat Południowych oraz całej Rumunii. Łączy ona dawne krainy historyczne: Wołoszczyznę z Transylwanią. Od strony południowej droga rozpoczyna się przy zamku Poenari (o zamku więcej tu). Wjazd na trasę od tej strony jest  imponujący, serpentyny, tunele i wysokie skały.

Początek Trasy Transfogarskiej

Tunel Trasa Transfogarska


Niedaleko do zamku Poenari jest kolejny punkt widokowy – zapora na rzeceArdżesz i  jezioro Vidraru.  Na poboczu można zapakować samochód i wyjść na taras widokowy (bez opłat). Na szczycie tarasu stoi Zeus chroniący zaporę przez piorunami. Zapora z 17 hydroelektrowniami  jest olbrzymia- od samego patrzenia w dół kręci się w głowie, a jezioro – piękne. Jezioro ciągnie się jeszcze przez sporą cześć drogi ale zasłonięte jest przez drzewa.

Jezioro Vidraru - Trasa Transfogarska

Zapora na rzece Ardżesz - Trasa Transfogarska
 
Droga w swym najwyższym punkcie osiąga wysokość 2034 m n.p.m. Jest najwyżej położoną drogą w Rumunii po Transalpinie (2145 m n.p.m). W przeciwieństwie  jednak do Transalpiny Trasa Transfogaraska ma w całości asfaltową nawierzchnię i jest przejezdna dla przeciętnego samochodu. Droga ma długość około 90 km i jest jedną wielką serpentyną. Duża jej część prowadzi przez las. Te odcinki nie są ciekawe, w dodatku praktycznie cały czas jedzie się w sznurku samochodów (ograniczenie do 40 km/h). Po przekroczeniu linii lasu czekają nas jednak niesamowite krajobrazy. Nam pogoda nie dopisała ale mimo deszczu i mgły zobaczyliśmy fantastyczne widoki – dzikie wodospady, strzeliste góry, serpentyny dróg. Bardzo żałowaliśmy, że nie było słońca. Co chwilę zatrzymywaliśmy się na kamiennych zatoczkach, by zrobić jakieś zdjęcie. Obiektyw był mokry, my też ale warto było. Wszyscy jechali bardzo wolno nie tylko ze względu na kiepską pogodę ale też by móc podziwiać to co wokół. Starałam się robić zdjęcia z samochodu tam gdzie nie mogliśmy się zatrzymać.


Trasa Transfogarska

Trasa Transfogaraska


W najwyższym punkcie trasy znajduje się najdłuższy w Rumunii tunel o długości 884m. U wylotu północnego skraju tunelu jest polodowcowe jezioro Balea. Tu są też dwa całoroczne schroniska (podobno w cenach „wysokogórskich”) oraz kramy z jedzeniem i pamiątkami. Tam znajdują się też parkingi, na których można zaparkować (za opłatą 5 lej), by podziwiać jezioro i górujące nad nim szczyty. W naszym przypadku niestety mało było widać – mgła. Wracając z ciepłej i słonecznej Bułgarii, nie byliśmy przygotowani na takie warunki. Po szybkim obejrzeniu jeziora (albo raczej tego co było w tym miejscu widać) zaczęliśmy zjazd. Minęliśmy świnie spacerujące po drodze a przed maską przebiegł nam mały niedźwiadek – niestety był za szybki by zrobić mu zdjęcie. Przed nami było jeszcze jedno ciekawe miejsce - wodospad, nie zatrzymaliśmy się  bo padało coraz bardziej. Postanawiamy wrócić tu kiedyś - mam nadzieję, że przy lepszej pogodzie. 

Trasa Transfogaraska

 Zjechaliśmy z gór – przestało padać, ale Karpaty były całe we mgle. Tam byliśmy. Jedziemy do domu.

Karpaty Rumunia

Trasa ze względu na swoją wysokość jest zamknięta w okresie jesienno-zimowym, można nią przejechać tylko w od końca czerwca do końca października. Dodatkowym ograniczeniem są godziny funkcjonowania całej trasy od 7.00 chyba do 19.00, ale wszystkie te ograniczenia te są naprawdę uzasadnione bezpieczeństwem podróżujących.

Trasa Transfogaraska została zbudowana na polecenie Nicolae Ceausescu w latach 1970-1974. Do jej budowy zużyto 6000 ton dynamitu i ogromne środki finansowe. Oficjalnie przy pracach zginęło 40 żołnierzy, choć prawdopodobnie liczba ta była większa. Droga miała przeznaczenie militarne - służyć miała do szybkiego przerzutu wojsk na wypadek inwazji ze strony Związku Radzieckiego. Dziś jest jedną z największych atrakcji Rumunii.

niedziela, 20 września 2015

Rumunia – prawdziwy zamek i historia Drakuli

Planując podróż do Rumunii myślę, że warto poznać postać Vlada III Tepes (Palownika) – pierwowzoru wampira Draculi, gdyż jego prawdziwa historia jest czasem ciekawsza od tej literackiej.  Jego ślady możemy spotkać  w różnych częściach Rumunii – w Sighisoarze jest dom, w którym  się urodził (obecnie kawiarnia), a w okolicach jeziora Snagov znajduje się monastyr, w którym został pochowany. W Targoviste, w którym Vlad sprawował rządy, walczył z Turkami a podczas oblężenia samobójstwo popełniła jego żona (skacząc w nurt rzeki, którą od tej pory  nazwano Księżniczką), zostały wprawdzie tylko ruiny jego siedziby ale zachowała się wieża Zachodzącego Słońca (Turnul Chindiei).

W tej podróży nie dotarliśmy jednak ani do jeziora Snagov ani do Sighisoary ani do Targoviste. Dwa dni na przejazd przez Rumunie to stanowczo za mało. Liczę jednak,  że kiedyś jeszcze uda się to nadrobić. 

Dotarliśmy do podnóża góry na której stoi zamek Poenari lub raczej to co niego pozostało ale do samych ruin nie wybraliśmy się, głównie ze względu na ograniczenia czasowe w tej podróży. Z powodu swojego położenia zamek był bardzo trudny do zdobycia. Aktualnie można do niego dojść  idąc schodami - pokonując ok 1500 stopni. Zbocze jest bardzo strome, wchodzi się tam niemal pionowo. Większość trasy wiedzie przez las. Wejście zajmuje ok 45 min (pod górę). Na końcu przechodzi się przez wąski drewniany most. Przed wejściem do ruin trzeba uiścić opłatę 5 lei - warto więc zadbać by mieć przy sobie rumuńską walutę. Sam zamek wita zwiedzających manekinami nabitymi na pal, które mają przypominać o działaniach Vlada Palownika. Z ruin roztacza się piękny krajobraz na góry, tu bowiem rozpoczyna się Trasa Transfogarska, która była prawdziwym celem naszej podróży. Ale zanim napiszę o trasie Transfogarskiej, jeszcze kilka słów o historii Vlada Palownika i jego zamku w Poenari.

Zamek Poenari  był twierdzą graniczną między Transylwanią a Wołoszczyzną. Zbudowany został w XIII w przez pierwszych władców Wołoszczyzny. Z czasem  został opuszczony i popadł w ruinę. W XV odbudował go Vlad Palownik i zamek stał się jedną ze jego głównych fortec. Zamek choć użytkowany jeszcze po śmierci Vlada został zrujnowany w  XVII w, a jego część zawaliła się pod koniec XIX w wyniku obsunięcie się ziemi do rzeki. 

Zamek Draculi -Poenari


Vlad III Tepes był władcą Wołoszczyzny w XV w. Odziedziczył on przydomek po ojcu - Syn Diabła, czyli Drakula (Drăculea). Ojciec Palownika (Vlad II) był członkiem Zakonu Smoka, stąd wziął się jego przydomek „Draco” (Smok), który później przekształcono w „Dracul” (Diabeł). 

Drzewo genealogiczne Draculi - w zamku w Bran


Kolejnym przydomkiem Vlada było określenie „Palownik”, ze względu na sposób rozprawiania się z wrogiem - nabijanie na pal. Jedna z legend na temat rządów Vlada opowiada o jego zemście na szlachcie, która przyczyniła się do śmierci jego starszego brata i ojca. W Wielkanoc 1457 roku Palownik zorganizował ucztę, na którą zaprosił ważne osobistości wraz z ich rodzinami. Był to podstęp. Schwytał ich i część z nich uśmiercił nabijając na pal. Pozostałym kazał wędrować 200 km przez góry z Tirgoviste do Poienarii de Arges by tam na szczycie góry odbudować twierdzę  - zamek Poenari.

Innym z wydarzeń, które przeszło do historii to tzw. „Las Pali”. W wyniku prowadzonej wojny Turcy wkroczyli na ziemie wołoskie docierając pod Târgovişte. Tu Drakula zgotował sułtanowi powitanie w postaci długiego na 3 km i szerokiego na 1 km szpaleru nabitych na pal ponad 20 tys tureckich jeńców (liczba niepotwierdzone przez historyków). Po tym wydarzeniu Mehmed II zarządził odwrót.
Nabijanie na pal było powszechna praktyką Vlada zarówno w stosunku do wrogów jak i nielojalnych obywateli – podobno chcąc zabić większą liczbą wieśniaków popędził ich jak stado na urwiste zbocze poniżej którego ustawiony był rząd pali. Zasłynął jako okrutny władca. Po wkroczeniu Turków na ziemie wołoskie w imię obrony kraju zatruwał studnie i palił wsie robił wszystko aby wróg nie znalazł schronienia, pożywienia i wody. Legenda mówi, że lubował się w ucztowaniu pośród konających jeńców i przeciwników politycznych. Tak zrodził się mit, że Drakula żywił się krwią ludzką. 

Już za życia Vlada rozpowszechniano podobne oszczerstwa, były one początkiem powstania  czarnej legendy o Drakuli. Pod koniec piętnastego wieku zaczęły się pojawiać się utwory o krwiopijczym władcy z Rumunii. Legenda Drakuli na dobre odżyła, za sprawą Brama Stokera i jego książki "Dracula", wydanej w 1897 i trwa po dzisiejsze czasy. Powstało wiele książek i filmów inspirowanych tą historią i dziś nawet dzieci znają postać Draculi (choćby z bajki „Hotel transywlwania”).

Sam Vlad Palownik ostatecznie został zdradzony przez brata. W niewoli, a później na wygnaniu spędził 14 lat. Po przywróceniu mu tronu wołoskiego nie panował długo. Różne są wersje tego jak zginął  jedni twierdzą, że  był raniony przypadkowo w zamieszaniu przez jednego ze swoich żołnierzy w zasadzce jaką na nich urządzono, inni, że został zamordowany skrytobójczo. Podobno jego uciętą głowę, zakonserwowano w miodzie i wysłano do Konstantynopola jako dowód jego śmierci. Ciało jak głosi legenda pochowano w monasterze Snagov.

Aktualnie w monastyrze palą się świece i stoi portret Vlada. Podobno spoczywa tu pod płytą nagrobną bez żadnej inskrypcji. W ramach prowadzonych prac archeologicznych w 1931 r, okazało się, jednak że w grobie znaleziono w szkielet z czaszką a wg podań Vlad został pochowany bez głowy….

Dla mieszkańców Rumunii Vlad III Tepes był wprawdzie okrutnym władcą ale wielkim patriotą. Traktują go jak bohatera, obrońcę niepodległości Rumunii. W czerwcu w Targoviste odbywa się festyn, z inscenizacją przejazdu Vlada wraz z orszakiem przez ulice miasta oraz wieczorną rekonstrukcją bitwy a wszystko to w celu przybliżenia prawdziwej historii Vlada zwanego Draculą.

A na koniec historii Draculi klika ciekawostek, które łącza Vlada III Tepes z dyktatorem Rumunii Nicolae Czauczesku

  • Trasa Taransofagrska, której inicjatorem był Czauczesku rozpoczyna się od twierdzy Poenari
  •  willa letniskowa Ceausescu nad jeziorem Snagov ma widok na monastyr z grobem Draculi
  • Ceausescu wraz z żoną został stracony w Targoviste w pobliżu wzniesionego przez Vlada Palownika zamku 
 zbieg okoliczności?????

wtorek, 15 września 2015

Rumunia - Transylwania czyli śladami Hrabiego Drakuli – zamek Bran

Jak już wcześniej opisywałam wracając z Bułgarii postawiliśmy jechać przez Rumunię (opis drogi tu). Z tym z czym zawsze kojarzyła mi się Rumunia oprócz biedy (o tym napisze innym razem) to historia hrabiego Drakulii. Podróż przez ten kraj nie mogła się więc obyć przez wizyty na słynnym zamku Vlada Palownika, czyli pierwowzoru słynnego wampira. Tak więc w naszej podróży kierowaliśmy się na miejscowość Bran, w której mieści się największa atrakcja turystyczna Rumunii. 

Zamek Draculi BRAN
 
Wcześniej czytałam trochę o zamku i miejscowości Bran i szczerze powiedziawszy czułam się trochę zawiedziona, bo poza samym targiem pod zamkiem, wielu śladów Draculi nie widziałam. Przejeżdżaliśmy wprawdzie a nie przechodziliśmy przez miasto, ale patrząc z okien samochodu miałam wrażenie, że legenda przez miasto nie została wcale wykorzystana. Miasteczko, jak każde inne, którego wyróżnikiem jest jedynie ogromna baza noclegowa (nie wiem jak kształtują się tam ceny, my nocowaliśmy w Predeal).

Ze względu na ograniczenia czasowe nie byliśmy w nawiedzonym domu, ale byliśmy w  zamku. Sam zamek pięknie się prezentuje na białej skale. Wystawa , która jest w środku nie ma jednak wiele wspólnego z historią Vlada Palownika (który prawdopodobnie nigdy tam nie był, albo był bardzo krótko). Są tam piękne meble, stroje, broń ale historycznie związane są raczej z królową Marią, której zamek był letnią rezydencją, a nie Draculą. Zamek w środku przypomina ciasny labirynt z dużą ilością wąskich, krętych schodów i ciekawostką jest dla mnie, jak można było sprawnie poruszać się po nim w życiu codziennym.

Zemke Drakuli BRAN
 
Jadąc do Bran miałam świadomość, że tamtejszy zamek, któremu sławę przyniosła powieść B. Stokera jest jedynie odpowiedzią na potrzeby turystów (choć akcja książki chyba nie rozgrywa się dokładnie tu). Zamek ten, jednak tak  obrósł w legendę, że choćby z tego względu będąc w Rumunii nie sposób go pominąć. Zamek warto zobaczyć również ze względu na jego architekturę.

Kasy do zakupu biletów są otwierane o godz. 9.00. Zupełnie przypadkiem byliśmy tam ok 8.45 i już stała kolejka. Gdy wychodziliśmy z zamku po ok godzinie, kolejka do kas była trzy razy dłuższa niż ta w której staliśmy a w samym zamku też utworzył się sznurek ludzi do wejścia. Jeżeli ktoś planuje wizytę w zamku w Bran warto być tam przed godz. 9.00.

Koszt biletu dla osoby dorosłej 30 lej, dla dziecka w wieku szkolnym 7 lej, młodsze dzieci wchodzą za darmo. Można robić zdjęcia (w ramach opłaty za bilet), jeżeli ktoś chce filmować musi dopłacić 20 lej. Przelicznik 1 lej = ok 1 zł.

Zamek Draculi BRAN

 Myślę, że będąc w Rumunii warto odwiedzić Bran, wcześniej jednak lepiej zapoznać się z jego prawdziwą historią, by nie czuć rozczarowania.


Historia zamku w Bran
Pierwszy drewniany zamek obronny zbudowali tu Krzyżacy w 1212 (jednym z eksponatów na wystawie w zamku jest właśnie strój krzyżacki). Murowany zamek powstał w XIV jako warownia broniąca szlaku handlowego przed Turkami. W XVII w zamek spłonął od uderzenia pioruna. Zamek był wielokrotnie przebudowywany. Przez większość czasu stanowił własności mieszczan braszowskich. W 1921 r podarowali oni zamek królowej Marii, żonie króla Rumuni – Ferdynanda. Do roku 1947 mieściła się tu letnia rezydencja królowej, która zamek przebudowała i unowocześniła (m.in. zamontowano windę i kabiny telefoniczne). Później zamek przejęły władze komunistyczne. Budowla zaczęła poupadać. W 1956 roku, po remoncie przekształcono go na muzeum i otwarto dla zwiedzających. 

 
Zamek Draculi BRAN


O ile zamek w Bran jest największą atrakcją Rumunii identyfikowaną z Draculą, to w rzeczywistości zamkiem, z którym faktycznie związana jest historia Vlada Palownika jest zamek Poenari, o którym napiszę w kolejnym poście.


piątek, 11 września 2015

Bułgaria – plaże i wybrzeże


Może z tym co napisze ktoś się nie zgodzi, uważam jednak, że w Bułgarii nie ma co zwiedzać. Poza starożytnym miastem Nessebar i  najstarszym miastem bułgarskiego wybrzeża - Sozopolem, nie ma tu większych atrakcji turystycznych. Nawet biura podroży na siłę próbują znaleźć tematy na wycieczki fakultatywne - obok wieczoru bułgarskiego proponują jeep safari w górach, czy rejs statkiem po rzece Ropotamo lub morzu a i tak chyba najciekawsza z ich oferty jest wycieczka do Istambułu. Bułgaria w stosunku do sąsiadującej Turcji w zakresie zabytków i atrakcji turystycznych niewiele może nam zaoferować.

Ciekawe są na pewno cerkwie często z zabytkowymi ikonami, ale jadąc do Bułgarii należy się raczej nastawić na podziwianie piękna wybrzeża niż architektury. Największą atrakcją Bułgarii są właśnie plaże i morze. Jadąc wzdłuż wybrzeża odnajdujemy piękne zakątki ale również poznajemy warunki życia, które zasadniczo różnią się od tych w kurortach. Bułgaria oferuje nam głównie wypoczynek nad morzem w fantastycznych warunkach – ciepłej wody, delikatnego piasku i gorącego słońca. 

Bułgaria  cerkiew nad Morzem Czarnym

Przejechaliśmy fragment wybrzeża Bułgarii od Burgas w kierunku południowym i widzieliśmy wiele urokliwych miejsc. Wybrzeże Bułgarii jest piękne. Są to  większe i mniejsze zatoczki. Niektóre skaliste inne piaszczyste. Piaszczyste plaże mają ciemny piasek i dużo muszelek. Przy wejściu do wody nie ma kamieni (w porównaniu do Bałtyku), chyba że wchodzimy do wody  bezpośrednio przy skałach. Morze jest niezwykle ciepłe a w miejscu w którym byliśmy długo było płytkie więc bezpieczne dla dzieci.

Pierwszy raz widziałam tu olbrzymie meduzy. Gdy morze wyrzucało je na brzeg ratownicy zbierali je do worków. Na płytkiej wodzie, gdzie kąpali się ludzie nie było ich wiele i były atrakcją ale po wypłynięciu poza boje np. rowerkiem wodnym było ich dużo i można było podziwiać ich piękne kolory. Nurkując w morzu z maską można było podziwiać kraby, rybki zwłaszcza blisko skalnych brzegów porośniętych roślinnością można było spotkać ciekawe okazy (a nie było tam wcale głęboko!)

Meduza w Morzu Czarnym



Krab - Morze Czarne

Na plaży obnośni handlarze sprzedają głównie gotowaną kukurydzę (po 2 lewy), funkcjonują tam też beach bary, w których można coś zjeść. Na większych plażach są wypożyczalnie sprzętu wodnego . Oferują wypożyczenie rowerków czy jazdę na bananie za 10-15 lewa.  Można też popływać na windsurfingu (było całkiem sporo miłośników tego sportu), ale wykupienie lekcji nie jest tanie-  150 lewów za godzinę.  
 
Bułgaria windsurfing
 
Plaże w Bułgarii teoretycznie są publiczne, niestety duże ich powierzchnie są rezerwowane przez  hotele, które ustawiają tam swoje leżaki i parasolki. Jest to dla mnie dziwna sytuacja, bo goście hotelowi płacą za parasolki i leżaki na plaży hotelowej nawet opcji „all inclusive”. Czasami obsługa hotelowa próbuje przeganiać innych plażowiczów rozkładających się przed strefą wyznaczoną dla hotelu (bliżej morza) choć moim zdaniem nie mają do tego prawa.  Zawsze można jednak znaleźć miejsce w strefie publicznej, nawet blisko morza. Można też wykupić leżak i parasolkę w płatnej strefie publicznej - komplet 2 leżaków i parasola to koszt 10 lewów.

W większości przypadków plaże są strzeżone i ratownicy bardzo pilnują kąpiących się zwłaszcza gdy pojawiają się fale. Same plaże różnią się od siebie dlatego warto je zobaczyć i wybrać tą najodpowiedniejszą dla siebie. Oprócz piaszczystych plaż jest wiele skalistych zatoczek, które również znajdują swoich amatorów.

Bułgaria - zatoczka

poniedziałek, 7 września 2015

Bułgaria – noclegi, wyżywienie - ceny

Bułgaria oferuje różne standardy noclegów w różnych cenach. Od pięknych hoteli (z opcją „all inclusive”) i aparthoteli (te są z aneksem kuchennym), po prywatne kwatery w różnym standardzie. My mieliśmy rezerwację mieszkania ale znam osoby które jadą „na ślepo” i zawsze na miejscu znajdują jakieś lokum. Ceny bardzo różne w zależności od standardu, bez problemu można znaleźć coś w cenie noclegu na Bałtykiem. W Bułgarii funkcjonują też campingi i pola namiotowe, ale warunków jakie na nich panują nie znam, więc nie mogę opisać.

Bułgaria camping przy plaży


Bułgaria aparthotel (widok z lokalnego busika)

Waluta Bułgarii to lewy, przeliczamy na złotówki mnożąc razy dwa tj. 1 lew = 2 zł. Ceny w sklepach podobne jak w Polsce. Zaopatrzenie w sklepach jak u nas od żywności po kosmetyki. Sporo produktów polskich producentów np. Mlekowity.  Droższe jest mleko, sery białe przeważnie słone a chleb nie specjalnie dobry, za to owce kupowane na straganach – wyśmienite. To co było dla nas zaskoczeniem ceny w sklepiku przy plaży nieznacznie różniły się od cen w sklepach w mieście.

Jedzenie w restauracjach stosunkowo tanie, w porze obiadowej funkcjonuje tam menu dnia – najtaniej jedliśmy obiad dnia zupa (2 do wyboru) + drugie (2 do wyboru) + deser za 6 lewa za zestaw. Nieco drożej jest w knajpkach na plaży tam np. za 4-6 lewa można zjeść drugie danie, cena piwa ok. 2 lewy. 

 
Bułgaria widok z knajpki przy plaży
 
Jedzenie dobre ale dla mnie trochę mały wybór w ramach kuchni lokalnej (w przeważającej części dania na bazie kurczaka). We wszystkich knajpkach bardzo podobne menu. Przy porcie odkryliśmy lokalną smażalnię – spory wybór ryb i owoców morza – a ceny rewelacyjne! Wszytko świeże i pyszne, choć forma obsługi jak w fast food.

Lody 0,5 lewa (1 zł) za gałkę, lub lody z automatu małe za 1 lewa (ale o wiele lepsze niż te u nas i w wielu smakach) -  małe wcale nie były małe. Wata cukrowa 2 lewa ale była tylko w jednym miejscu.

No i ceny benzyny - mimo, że u nas są ostatnio napradwę dobre, tam są jeszcze lepsze.
  



czwartek, 3 września 2015

Bułgaria – powrót do przeszłości

Nasz urlop w Bułgarii  spędziliśmy w małym nadmorskim miasteczku. W przeciwieństwie do dużych ośrodków turystycznych (Słoneczny Brzeg, Złote Piaski), w których panuje europejska atmosfera, małe miasteczko żyje swoim rytmem. Ludzie na stołeczkach przed domami obserwują  co się dzieje wokół. Turyści nie są tu priorytetem, rzadko gdzie można tu porozmawiać po angielsku, często menu w restauracjach jest napisane tylko cyrylicą. 

Czas jakby się tu zatrzymał. W większości przypadków budynki z zewnątrz są zaniedbane i wszędzie można spotkać pomniki radzickich żołnierzy. Wpływ UE widać na  nowych placach zabawach,  alejkach spacerowych czy drogach, ale reszta pozostaje tu od lat bez zmian.

Bułgaria pomnik

Co raz większe ilości turystów wymuszają pewne zmiany jedynie w rejonie plaż – nowe wydzielone miejsca z parasolkami, nowe beach bary, wypożyczalnie sprzętu do sportów wodnych ale samo miasteczko mimo, że w sezonie zarabia na turystach nie daje im tego odczuć. Nie proponuje zbyt wielu atrakcji – standardowo kramy na deptaku (niestety przeważnie z chińszczyzną, bardzo trudno znaleźć oryginalną pamiątkę), wesołe miasteczko i restauracje które zamykają się ok 23.00. Osobiście nie narzekam, wręcz powiem że mi to dopowiada – brak nagabywania ze strony sprzedających czy ograniczona ilość atrakcji dla dzieci uważam za duży plus.

Wspominałam już, że dla mnie wakacje w Bułgarii były powrotem do przeszłości. Dotarliśmy do miejsc, w których byliśmy ponad dekadę temu – plaża kiedyś dzika, dziś jest zagospodarowana parasolkami i leżakami. 

 
Bułgaria - dzika plaża ponad dekadę temu
Bułgaria - ta sama plaża 2015


Poza tym niewiele się tu zmieniło. Samo wybrzeże ze swoimi skalistymi zatoczkami nadal jednak jest niezwykle piękne.

Bułgaria - Morze Czarne
Bułgaria - Morze Czarne
Bułgaria - Morze Czarne

 Migawki z wyjazdu na https://instagram.com/mysmallworlds/