czwartek, 3 marca 2016

Irytujące pomysły operatorów telefonicznych

Powodów do zdrenowania z powodu działań operatorów telefonicznych czy internetowych jest na pęczki, ale ich nadgorliwość w kwestiach przypomnień o płatności to już przesada. Operator telefonii komórkowej, z którego usług korzystam wdrożył irytującą  mnie opcję przypomnień o konieczności zapłaty rachunku. I tak dostaję sms o tym, że faktura została wystawiona – jakbym przypadkiem jej nie zauważyła, potem klika dni przez terminem płatności dostaję kolejnego sms z przypomnieniem, że ciągle nie zapłaciłam a gdy w końcu zapłacę jeszcze podziękowanie, że jednak w końcu zapłaciłam. Tyle, że żadnego z tych sms-ów nie potrzebuję i nie chcę dostawać! Czy operator nie może wyłączyć ich dla grupy osób, które regularnie płacą w terminie? Czy nie może to być opcja dla osób, które takich powiadomień oczekują? W kończy czy nie wystarczyłby jeden sms w przypadku, gdy minie termin płatności? 

Jakby tego było mało od tego samego operatora mam jeszcze internet stacjonarny – oczywiście nie możliwe jest wystawienie jednej faktury, więc faktury są dwie no i oczywiście przypomnienia o płatności też podwójne. Po przesłaniu faktury, by przypadkiem nie uszło to mojej uwadze dostaję sms, że faktura została wystawiona. Na klika dni przez określonym terminem płatności odbieram telefon, że rachunek jeszcze nie został uregulowany. Ale czemu miałby być, jeżeli termin płatności jeszcze nie minął!!!

Tak więc co miesiąc zanim minie termin płatności faktur (dwóch z tą samą datą płatności!) dostaję 3 smsy i minimum jeden telefon w tej sprawie. Bardzo uciążliwe. Do tej pory płaciłam regularnie – w wyznaczanej dacie, ale muszę chyba przeprowadzi eksperyment co się stanie gdy nie zapłacę, ile smsów i telefonów wtedy dostanę???

Mylił by się ten, kto pomyślałby, że wszystko to w trosce o klienta, o to by zapłacił na czas i nie narażał się na płacenie odsetek. Nic bardziej mylnego. Wcześniejsza płatność dla firmy to możliwość obracania naszymi pieniędzmi  i zarabiania na nich. Tyle, że efekt ten można by osiągną nie nękając swoich klientów smsami i telefonami tylko oferując im w zamian za szybszą płatności benefity. No cóż łatwiej jest jednak zapłacić za automat do wysyłki sms-ów niż zaoferować klientowi coś ekstra  np. rabat za wcześniejszą płatność. Klient przecież i w tej branży jest ważny tylko w momencie zakupu.... niestety....

wtorek, 16 lutego 2016

Ferie - powroty

Przed rozpoczęciem ferii zimowych narzekałam, że w tym roku dla małopolski wypadają bardzo kiepsko, bo pod względem kalendarzowym tak faktycznie było- zaczynaliśmy ferie jako pierwsi. Fatalne było to, że po dwutygodniowej przerwie świątecznej dzieci wróciły do szkoły na 1,5 tygodnia, by znowu mieć dwa tygodnie wolnego. Chyba wolałabym dołożyć kilka dni do ferii świątecznych i zrezygnować z kolejnej przerwy szkolnej w tak krótkim czasie, np. na poczet tygodniowych ferii świątecznych w okolicy Wielkanocy. Ale jest jak jest .....

Po tych przerwach niektórzy jeszcze dochodzą do siebie, bo ponad miesiąc wolnego, z krótkim epizodem szkolnym po drodze, potrafi rozleniwić najpilniejszego ucznia. Może te długie przerwy w nauce nie byłyby tak bolesne gdyby nie fakt, że po powrocie zaczyna się gonitwa z czasem, by nadążyć z programem. A to z kolei oznacza większe obciążenie dzieci sprawdzianami i zadaniami, tak że swoje zimowe wakacje szybko  odrabiają z nawiązką.

No oczywiście jest jeszcze kwestia urlopu rodziców, którzy formalnie powinni zapewnić dzieciom opiekę w czasie wolnym od szkoły (wręcz są prawnie do tego zobligowani). Trzeba być jednak bardzo kreatywnym, by  mając 26 dni urlopu rocznie zapewnić opiekę dziecku, które ma ponad 90 dni wolnych od zajęć w szkole (licząc tylko te dłuższe przerwy: 60 dni wakacji + 14 dni ferie zimowe + 14 dni ferie świąteczne zimowe). Pamiętam ubiegłoroczną akcje pani minister, która zobligowała szkoły  do organizacji zajęć w czasie wolnym od lekcji. Intencje były dobre ale efekty mizerne. Dzieci w czasie wolnym nie chcą chodzić do szkoły, bo proponowane tam zajęcia są dla nich nie atrakcyjne. Tylko raz wysłałam dziecko na  zajęcia "lato w szkole". Liczba dzieci uczestniczących w zajęciach była ograniczona, więc zrobiono zapisy - kto szybszy ten lepszy. Myślałam, że będzie to coś ciekawego - taka półkolonia, ale już po trzecim dniu dziecko prosiło mnie żeby go tam nie wysyłać Opieka była zapewniona ale niestety nic więcej.

Wracając jednak do tegorocznych ferii, muszę przyznać, że wyjątkowo się udały. Trafiliśmy w jedyny tydzień zimy, który do tej pory był. Choć nawet w górach śniegu nie było dużo na czas naszych ferii przykrył on i góry i miasteczka. Zaliczyliśmy narty i sanki. Zmarzliśmy, bo temperatury były nawet do-15 rano. Zimę uznaje więc za zaliczoną.

Mając w pamięci podobną ciepłą zminę, bez mrozu i śniegu, ciekawa jestem czy górale będę znów próbowali ogłosić stan klęski żywiołowej (jak było to parę lat temu), czy już pogodzili się z kapryśną aurą - bo taki mamy klimat ;-)

wtorek, 12 stycznia 2016

Krakowski SMOG

W Krakowie wg legend straszył smok wawelski, teraz rolę tę przejął SMOG - straszy mieszkańców i turystów. O tym, że powietrze w Krakowie jest „nieszczególne” śpiewał G. Turnau i A. Sikorowski i jest to prawda znana nie od dziś. Kiedyś za złą  jakość powietrza obarczano lokalne zakłady produkcyjne, głównie Hutę im Sendzimira (kiedyś im. Lenina) oraz zakłady sodowe Solvay (obecnie Centrum Handlowe Zakopianka). Z czasem zakłady produkcyjne na terenie Krakowa były zamykane lub ich działalność była mocno ograniczana. Wydawać by się się mogło, że powietrze w Krakowie będzie coraz lepsze, niestety trujące zakłady produkcyjne zastąpiły samochody. Jak ostatnio podawano w mediach samochody, którymi jeździmy w naszym kraju mają najczęściej pow. 10 lat i zapewne daleko im do standardów jakościowych z zakresu ekologii, za których przekroczenie karany jest teraz koncern Volkswagen. A w Krakowie ostatnio rozbudowano sporo dróg (a pełnej obwodnicy nadal brak) więc automatycznie do miasta zaczęło wjeżdżać więcej samochodów (starych samochodów) - a efekt tego widać i czuć.

Nie wypałem okazały się parkingi „Park & Ride”, bo kto chciałby zostawić auto na obrzeżach miasta jeżeli dwupasmową drogą może dojechać do samego centrum (w odległości niespełna 1 km do Wawelu czy Rynku). Owszem czasem napotka się korki (czasami całkiem spore) ale czy nie przyjemniej siedzieć sobie w ciepłym aucie niż marznąć (zwłaszcza w zimie) na przystanku. Tak więc pomykają samochody a jak obserwuje się ich rejestracje to wychodzi na to, że Kraków to miasto tranzytowe. 

Z własnych obserwacji wiem, że wiele osób, które mieszka w Krakowie chętnie korzysta z komunikacji miejskiej, która na terenie miasta zapewnia szybkie przemieszczanie się ale nie znam nikogo, kto dojeżdżałby autem spoza Krakowa i przesiadałby się na komunikację miejską. Myślę, że aut z rejestracją spoza miasta jest codziennie na ulicach Krakwa przynajmniej 50%. Osobiście uważam, że Kraków nigdy nie uwolni się od spalin, jeżeli nie ograniczy ruchu wjazdowego do miasta (np. przez regulację świateł na wjeździe) - mam świadomość, że tą tezą  narażam się wszystkim codziennie dojeżdżającym do Krakowa samochodami z bliższych i dalszych okolic.

Jedna z ostatnich akcji władz Krakowa w walce ze smogiem to uchwała, która mówi o tym, że gdy normy powietrza zostają  przekroczone miasto ogłasza komunikat o darmowej komunikację (dla osób, które mają przy sobie dowód rejestracyjny samochodu oraz osób im towarzyszących). Decyzja podjęta w błyskawicznym tempie miała szeroką akcję informacyjną w mediach, nawet tych ogólnopolskich. Zraz po nowym roku można było w Krakowie pojechać komunikacją zbiorową za darmo (przez jeden lub dwa dni). Jednak nieco ponad tydzień później normy znowu zostały przekroczone ale komunikacja nie była już darmowa. Oficjalne komunikaty rekomendowały pozostawanie w domu ale nie był to wystraczający powód by uruchomić darmowe przejazdy. Zastanawiam się więc czy uchwała miała być tylko działaniem z zakresu PR czy proces nie działa przez czyjąś nieudolność?

Poza spalinami przyczyną smogu jest oczywiście palenie w piecach (choć ten sposób ogrzewania istnieje od zawsze). Niestety powietrza nie da się zatrzymać w ramach granic miejskich, więc oprócz efektów spalania z krakowskich kotłowni, nad Kraków spływa powietrze z okolic, gdzie ograniczenia co do spalania są mniej rygorystyczne.  Ważne na pewno jest czym się pali i palenie śmieciami na pewno powinno być surowo karne (na razie chyba kary nie są zbyt dotkliwe) ale czemu zabraniać mieszkańcom Krakowa palenia drewnem w kominku? Wydaje mi się że problem leży nie w samym paleniu w piecach, które od zawsze było praktykowane, a w braku przewietrzania miasta. W Krakowie pewne miejsca "od zawsze" pozostawały niezbudowane, bo stanowiły tzn. korytarze powietrzne do przewietrzania miasta. Teraz w tych miejscach stoją bloki. Pytanie czy przewietrzanie miasta stało się niepotrzebne?

Władze Krakowa realizują politykę proekologiczną – dopłaty do wymiany pieców i odnawialnych źródeł energii, inwestycje w ekologiczny tabor komunikacji miejskiej, z drugiej strony wpuszczają jednak do miasta coraz większy ruch samochodowy i pozwalają zabudowywać każdy skrawek terenu zielonego.  Teraz Nowa Huta w stosunku do innych dzielnic Krakowa stanowi zieloną wyspę, tylko tu między blokami zostawiono miejsce na drzewa i zieleńce. W pozostałych dzielnicach tereny zielone masowo zastępuje beton.

Realizacja samego programu ograniczania niskiej emisji też pozostawia wiele do życzenia. Miasto dofinansowuje wprawdzie całkiem spore kwoty do wymiany sposobów ogrzewania np. na ciepło miejskie ale w zamian użytkownicy podpisują umowy lojalnościowe nawet na 10 lat. Dodatkowo dotacja nie obejmuje wielu dodatkowych inwestycji, które muszą zostać poniesione ze względu na wymogi MPEC. No i najważniejsze-  wymiana sposobu ogrzewania to dopiero początek kosztów, bo miesięczne opłaty bardzo często nie mile zaskakują użytkowników. To wszystko nie zachęca do zmiany, zwłaszcza ludzi starszych i niezamożnych.

Moim zdaniem wprowadzenie zakazu palenia w piecach nie rozwiąże problemu całkowicie, bo jeżeli kogoś nie stać na ekologiczne ogrzewanie to żaden zakaz tego nie zmieni. Ludzie będą więc palić nadal, pewnie czym podpadnie, bo składy węgla z racji wprowadzonych zakazów zapewne znikną z terenu Krakowa. Moim zdaniem jedynym rozwiązaniem by całkowicie wyeliminować piece to ciepło miejskie tak tanie, by nikomu nie chciało się i nie opłacało palić we własnej kotłowni, co przy obecnych cenach ciepła w Krakowie jest rozwiązaniem nierealnym.

Tak więc póki co Kraków skazany jest na smog, również ze względu na swoje położenie w kotlinie i niestety w najbliższym czasie sytuacja ta nie ulegnie szybkiej poprawie. Wielka to szkoda dla miasta, dla jego zabytków, ale przede wszystkim dla zdrowia mieszkańców.

i odmiennym jakby rytmem
u nas ludziom bije serce
choć dla serca nieszczególne tu powietrze ....

(Andrzej Sikorowski, Grzegorz Turnau)

poniedziałek, 28 grudnia 2015

Co dalej GIMBAZĄ?


Było już o sześciolatkach a teraz będzie też trochę o gimnazjum. Oba tematy budziły i budzą emocje, mam jednak wrażenie, że przeważnie wypowiadają się na nie ludzie, którzy nie mają dzieci w wieku szkolnym i są dalecy od panujących realiów. Poprzednia ekipa rządzących chciała wysłać wszystkie sześciolatki do szkoły a obecna proponuje zostawienie sześciolatków w tej samej klasie (by mogły dołączyć do swojego rocznika). Jeden pomysł gorszy od drugiego. 

Cóż z tego, że sale lekcyjne są przystosowane dla sześciolatków i to, że intelektem nie odbiegają one od siedmiolatków, jeżeli w większości przypadków sześciolatki nie są dostatecznie dojrzałe emocjonalnie.  Nie mówię tu o tych dzieciach, które zostały odroczone ale o pewnej części sześciolatków, które obecnie chodzą do pierwszej klasy i których rodzice otwarcie przyznają, że ze względu na emocje powinny jednak zostać jeszcze rok w przedszkolu. Teraz podobno ma być lepiej dla sześciolatków z roczników 2010 i młodszych ale co z tymi, które już są w szkole? Propozycja pozostania sześciolatka na drugi rok w pierwszej klasie –  kto to wymyślił? czy ktoś pomyślał co by to oznaczało dla dziecka? A co z pozostałymi rocznikami, które w system edukacji weszły jako sześciolatki? Nie było wtedy wprawdzie obligo, że muszą iść do szkoły ale reforma edukacji jednoznacznie wskazywała kierunek zmian. Moim zdaniem jedyne rozsądne wyjście  z sytuacji to pozostawienie klas dwurocznikowych – gdzie sześciolatki mogą ale nie muszą pójść do szkoły.  

W końcu gimnazja i pomysł ich likwidacji. Do ubiegłego roku też byłam przeciwniczką gimnazjów ale dziś jestem po drugiej stronie. Normalnym zjawiskiem jest to, że obawiamy się czegoś czego nie znamy ale  nie zawsze musi to oznaczać zmianę na gorsze. System ośmioklasowy znam i uważam, że o ile był dobry 20 lat temu teraz się nie sprawdzi. Nie zależnie, czy młodzież będzie w gimnazjum, czy w 7-8 klasie, problemy same nie znikną a w systemie 8-klas mogą się wręcz nasilić (widać to już w przypadku klas szóstych). Młodzież nie jest już tą sprzed 20 lat i na pewnym etapie potrzebuje zmiany. 

Owszem początki gimnazjów nie były łatwe zarówno dla dzieci, ich rodziców jaki pewnie dla samych nauczycieli. Wszyscy się wtedy uczyli. Od tamtego czasu upłynął szmat czasu i bardzo dużo się zmieniło.

Jakie moim zdaniem są zalety gimnazjum
1. Gimnazjum można wybrać wg własnych preferencji – gimnazja w których trzeba się dużo uczyć lub wg krążących opinii zdecydowanie mniej, szkoły z klasami profilowanymi (np. informatycznymi, sportowymi  a nawet militarnymi ), te które mają ciekawą okolicę (boiska, park, rynek) lub te które są po prostu blisko miejsca zamieszkania – kryteria wyboru są bardzo różne. Dziecko ma poczucie realnego wpływu na dokonywany wybór (pod warunkiem, że rodzice go nie narzucą). Moim zdaniem jest to pierwsza z zalet - nie musimy się skazywać na gimnazjum rejonowe, wybór jest praktycznie nieograniczony (zależny tylko od wyników z egzaminu i ocen na świadectwie). W ubiegłym roku była możliwość zaznaczenia w deklaracji wyboru szkoły dowolnej ich ilości (w poprzednich latach można było wybrać tylko dwa gimnazja + trzecie rejonowe) - to dało komfort, że w przypadku nie dostania się do szkoły tzw. „pierwszego wyboru”, automatycznie nasz wniosek rozpatrywany był w kolejnej z listy (kolejność na liście wg preferencji).  
2. Kolejna zaleta to nauka samodzielności – dzieci zaczynają same dojeżdżać do szkoły, wychodzą poza swój dobrze znany rejon, poznają komunikację i uczą się nowych zasad. Mają poczucie odpowiedzialności.
3. W końcu chyba najważniejsze – w gimnazjum dzieci są  czystymi białymi kartami” zaczynają budować swoją opinie od początku. Tu znikają wszystkie przypięte „łatki” zarówno przez rówieśników jak i nauczycieli. Tu kończy się wykorzystywanie tzw. ”dobrej opinii” – uczniowie weryfikują swoje umiejętności, wszystko zaczyna się na nowo. Dzieci uwalniają się środowiska szkoły, w którym tkwią od 6 lat i którym są po prostu zmęczeni.  

Ostatni semestr szóstej klasy bywa ciężki, nie tylko ze względu na presję zbliżającego się egzaminu a potem oczekiwania na wyniki ale często ze względu na zmęczenie własnym towarzystwem w klasie. Gimnazjum jest restartem dla wszystkich - dla dzieci i dla rodziców, osobiście nie wyobrażam sobie kolejnych dwóch lat w podstawówce. Teraz mam porównanie w sposobach nauczania i radzenia siebie z młodzieżą przez nauczycieli na poziomie podstawówki i gimnazjum – w naszym przypadku różnica jest kolosalna, na korzyść gimnazjum oczywiście. Co ciekawe, ile razy rozmawiam z którymkolwiek z rodziców dzieci z pierwszej klasy gimnazjum (z różnych szkół) wszyscy zmianę tę postrzegają na plus, choć pamiętam nasze rozmowy sprzed wakacji pełne sceptycyzmu i obaw.

Ważnym faktem jest to, że gimnazjum jest objęte obowiązkiem szkolnym, więc nie ma możliwości by dziecko nie dostało się do gimnazjum. Wystarczy, że przyjedzie na egzamin i jeżeli nawet nic nie napisze, ma zagwarantowane miejsce w gimnazjum rejonowym. Gimnazjum rejonowe jest najczęściej najbliżej miejsca zamieszkania, czasem nawet w tym samym budynku co szkoła podstawowa.  Teoretycznie jeżeli cała klasa z podstawówki wybrała by gimnazjum rejonowe mogłaby zostać przeniesiona do gimnazjum w składzie 1:1. Nie bardzo więc rozumiem, jaką wartość może dać likwidacja gimnazjów? Moim zdaniem ograniczy to tylko możliwość wyboru, jaki teraz istnieje na tym etapie.

Mam więc nadzieję, że zanim zostanie wprowadzana jakakolwiek zmiana dot. gimnazjów w systemie oświaty, ktoś uwzględni zdanie dzieci i rodziców, bo chyba jasne jest, że wraz z likwidacją gimnazjów problemy wieku dorastania automatyczne nie znikną.

niedziela, 13 grudnia 2015

Świąteczne awarie - świąteczny koszmar

Jak pech,  to pech. Jak ma się coś popsuć to wolałbym, żeby to było w dzień powszedni i żeby była możliwa natychmiastowa naprawa. Ale złośliwość przedmiotów martwych nie ma granic.

Ok 20.12 ubiegłego roku, przed świętami wypłacam z bankomatu większą kwotę. Bankomat zwraca mi kartę ale nie wydaje gotówki, nie drukuje też żadnego potwierdzenia. Na moje szczęście bankomat jest w oddziale banku,  w którym mam rachunek a oddział jeszcze pracuje. Zgłaszam sytuację Panu w sekcji depozytów i przezornie proszę by sprawdził stan mojego rachunku. I tu szok – pieniądze zostały ściągnięte z mojego konta. Pan nic nie może zrobić – trzeba przeliczyć gotówkę w bankomacie a w tym tygodniu już nie będzie fachowców od bankomatów. Wypisuje więc reklamację – a ja bez gotówki i bez kasy na koncie – wesołych świąt!.… Bank uznaje reklamację i zwraca mi pieniądze na rachunek ale dopiero  w nowym roku…. bo na rozpatrzenie reklamacji ma przecież 30 dni….
23.12 ubiegłego roku, gorączka przygotowań do Wigilii, wieczorem wchodzę od łazienki i czuję gaz. Na szczęście fachowiec przyjechał od razu mimo późnej pory. Puściło łączenie na jakiejś rurce przy piecu. Bardzo dziękujemy, że uratował nas Pan przed bombą gazową w święta.  
31.10 tego roku, sobota  prze Wszystkim Świętymi -  zbieramy się do wyjazdu – klucz w naszych nowych drzwiach wejściowych utknął, nie da się go wyjąć. W dodatku został w drzwiach od strony zewnętrznej! Telefon do producenta - w końcu mamy gwarancję. Niestety nikt teraz nie przyjedzie, wsparcie ograniczyło się do kliku rad pana montażysty przed telefon. Klucz udało się wyjąć ale zasugerowano by zamka nie używać – ktoś z ekipy podjedzie w poniedziałek. Nie podjechał ani w ten poniedziałek ani kolejny, nie mają ekipy na tym terenie. Skończyło się na wysłaniu zamka pocztą i samodzielnej wymianie. Póki co działa.

Złośliwość przedmiotów martwych to jedno a drugie to brak poczucia przez producentów obowiązku do usunięcia usterek w ich produktach w jak najkrótszym czasie. Niestety większości jednak nie spieszono  do naprawy usterek zwłaszcza w ramach gwarancji, czyli bezpłatnie. Prawo nie nakłada na wykonawcę terminów, w jakim powinien usunąć problem w ramach gwarancji, określenie „niezwłocznie” jest wg mnie często niewystarczające.

Od jakiegoś czasu obserwuję trend, w którym 95% uwagi skupia się na potencjalnym kliencie (który może od nas kupi a może nie kupi) a tylko 5% uwagi na kliencie obecnym (który zadowolony kupiłby u nas więcej, czy chociaż polecił nas i zarekomendował). To przekłada się na 95% wagi na sprzedaż, 5% na serwis, a to z kolei na strategię działania firmy – sprzedać a potem robić uniki. Jest to przykra praktyka, bo o ile przy kupnie wszyscy nam nadskakują to przy reklamacji odbijamy się od ściany, nie mamy z kim rozmawiać, nikt nie jest zainteresowany szybka naprawą problemu. A przecież to dobry serwis decyduje o tym czy Klient wraca i czy poleca nas innym.

niedziela, 29 listopada 2015

Black friday - dobre zakupy

Nie udało mi się zrobić wielkich zakupów w ramach tegorocznego "black friday". Nie wypowiem się więc co do atrakcyjności cen z tej okazji. Przyznam jednak, że jysk znowu pozytywnie mnie zaskoczył. Black friday w ich wykonaniu był na prawdę zachęcający.

I tak zegar RUNAR (który już posiadam pisałam o nim tu) był w zabójczej cenie 25 zł (wersja czarna)! W żadnej promocji nie widziałam by zegar ten był aż tak tanio.

Patrząc na ceny w ramach black friday w jysk rzutem na taśmę - dziś popołudniu - podjęłam szybką decyzję o zakupie lustra. Nigdy nie myślałam o zakupie tak dużego lustra, ale jego cena mnie przekonała. Lustro DIANALUND w wymiarach 78x180 cm kupiłam za 150 zł. Było ostatnie w sklepie. Już wisi  i uważam, że świetnie się prezentuje. Idealnie wypleniło pustą dotąd ścinę przedpokoju.

Lustro DIANALUND


środa, 11 listopada 2015

Drzwi przesuwne - finał bez happy endu

Wracam do tematu moich drzwi przesuwnych. O problemach związanych  z nimi pisałam tu i tu. Przypominając pokrótce - drzwi dostarczono bez ościeżnicy, która powinna być integralnym elementem zestawu przesuwnego. Po nieudanych próbach negocjacji ze sprzedawcą i producentem drzwi, napisałam w końcu oficjalną reklamację. Po tym jak minął termin na odrzucenie reklamacji ponownie skontaktowałam się ze sprzedawcą. Niestety odniosłam wrażenie, że nikt się tematem nie zajął, mimo że reklamacja została uznana. Pomimo, że w wysłanej reklamacji zamieściłam zdjęcia dostarczonych elementów drzwi i szczegółowo opisałam problem – wielokrotnie musiałam tłumaczyć co i dlaczego reklamuję. Wielokrotnie dzwoniłam do sprzedawcy, który cały czas deklarował wyjaśnieniem sprawy z producentem – cały czas bez skutku. Znalazłam nawet innego producenta, który był gotów dostarczyć mi potrzebną ościeżnicę – chciałam jednak by sprzedawca i/lub producent moich drzwi pokryli jej koszty. Na taką propozycje jednak nie chcieli się zgodzić. 

Drzwi przesuwne firmy CZAJKA bez ościeżnicy
Byłam już gotowa złożyć sprawę u rzecznika praw konsumenckich, gdy zadzwonił kierowca firmy sprzedającej drzwi, że ma dla mnie przesyłkę. Nawet bym się ucieszyła, tyle że podał mi wartość jaką mam zapłacić za towar przy odbiorze. Ciśnienie skoczyło mi na maksa ale grzecznie wyjaśniłam panu, że towar ma być dostarczony w ramach reklamacji i nie mam zamiaru za niego płacić. Na drugi dzień pan wyjaśnił sytuację z księgowością i dostarczył ościeżnicę bez opłat. 

Pod skórą czułam jednak, że to nie może skończyć się happy endem. Po rozpakowaniu paczki okazało się, że owszem ościeżnica jest ale jej otwory w zamku wcale nie pasują do drzwi, które posiadam. Nieudolność producenta  tak mnie rozbroiła, że nie ciągnęłam sprawy dalej. Bo cóż mogłabym więcej oczekiwać od wytwórcy, który najpierw nie widzi problemu w braku ościeżnicy a potem nie potrafi jej wyprodukować tak by pasowała do drzwi z jego oferty.

Drzwi przesuwne firmy CZAJKA z ościeżnicą
Mam więc zamek, który się nie zamyka – koszt 150 zł., ale  drzwi mają na czym się teraz zatrzymać. Ciągle szukam rozwiązania jak poprawić niedoróbę producenta ale póki co każde jest złe - przesunięcie zamka w ościeżnicy powoduje, że zostaną tam dziury. Drzwi ciągle mi się podobają ale nie mają funkcjonalności, na której mi zależało. Jedno jest pewne nigdy więcej nie kupię nic od tego producenta i odradzę każdemu kto by planował taki zakup.