Z wakacji w Bułgarii postanowiliśmy wrócić przez Rumunię. Droga przez Serbię mimo, że dobra nie zachwyciła nas (opis tu) i postanowiliśmy spróbować alternatywnej trasy, przy okazji trochę zwiedzając.
Jadąc w kierunku granicy z Rumunią tylko fragment trasy (od Burgas) jechaliśmy
autostradą. Później głównie lokalnymi drogami, na szczęście prawie bez
samochodów. Dodaliśmy do mostu na Dunaju, który stanowi naturalną
granicę pomiędzy Bułgarią i Rumunią – wjazd na most jest płatny 2 euro. I
tu, na moście zastał nas pierwszy korek – z powodu
remontu mostu ruch był wahadłowy. Remont jest poważny i
wjazd do Rumunii przez tak zrujnowany most nie nastroił nas pozytywnie.
Most na Dunaju |
Formalnie granicę przekraczaliśmy w Giurgiu, poszło sprawnie, kolejka na
klika aut. Zaraz po wjeździe do Rumunii, kupiliśmy winietę – za nieco ponad 14 zł - winieta na tydzień zapłacona w bułgarskich lewach.
Dobrej
jakości, nową drogą dotarliśmy do okolic Bukresztu. Wjechaliśmy na
zachodnią część obwodnicy i……. stanęliśmy w 10 km korku!!! Przez całą
trasę w Rumunii cały czas napotykaliśmy podobne sytuacje, zwłaszcza gdy
droga prowadziła przez miasteczka - korki, korki, korki. Drogi w górach były bardzo kręte i często słabe jakościowo, widokowo jednak super. Do miejsc
które chcieliśmy dotrzeć (opiszę je innym razem) nie można było jednak dojechać autostradą.
Rumunia droga przez góry |
Rumunia droga w górach |
Droga prowadząca do
granicy (kierowaliśmy się na Arad) jest częściowo autostradą (odcinek
Sybin – Deva), ale później jest zdecydowanie gorzej – jest wąska i
kręta. Jak wracaliśmy padał deszcz, jechało dużo tirów a minimalne były
możliwości ich wyprzedzenia (albo zakaz, albo miejscowość z
ograniczeniem do 50, albo zakręty). Zdecydowanie najgorszy odcinek
trasy, najbardziej męczący i ciągnący się w nieskończoność. Po minięciu
Arad do samej granicy (Nadlac) nie dojechaliśmy – stał tam ogromny
korek, po 20 min bez ruchu odbiliśmy na Oradę.
Granice
przekraczaliśmy w Varsand i była to najdokładniejsza kontrola w całej
naszej podróży. Mimo, że Rumunia jest w UE nie jest stroną układu z Schengen, stąd przy
wjeździe na Węgry kontrole graniczne. Nie było ruchu więc mimo
szczegółowej kontroli poszło sprawnie. Na Węgrzech trochę się
pogubiliśmy – byliśmy przygotowani na przekraczanie granicy w Arad. W
pewnym momencie trafiliśmy na polskie
TIRy i jadąc za nimi wjechaliśmy na autostradę. Wiele nam to ułatwiło,
tym bardziej, że nasze zmęczenie było już duże. Tym razem spory odcinek na Węgrzech jechaliśmy autostradą (w końcu wiem za co była węgierska winieta).
Potem
Słowacja - winietę już mieliśmy, podobnie jak na Węgrzech (o winietach pisałam tu). Co do dróg słowackich nie zmieniłam jednak zdania. Granicę przekroczyliśmy w Piwnicznej. Nad ranem byliśmy w domu, wykończeni podróżą.
Pewnie mogliśmy wybrać lepszą trasę ale zmiana miejsca przekroczenia granicy zamieszała w naszych planach a GPS na Węgrzech nie zawsze powadził nas tak jak byśmy chcieli.
Jeżeli jeszcze kiedyś zdecydujemy się na przejazd przez Rumunię to na pewno inną trasą (z nadzieją, że jest lepsza), na ten moment jednak uznaję, że
trasa do Bułgarii przez Serbię jest lepsza i szybsza.