Na
urlop do Bułgarii postanowiliśmy jechać przez Słowację, Węgry i Serbię.
Posiadaliśmy tylko wiedzę teoretyczną na temat tej trasy. Jechaliśmy wg
wskazań google maps i GPS. Jaka trasa jest w realu postaram się opisać
- 1. Polska
Wyjazd
z Krakowa w piątek punkt 21.00. Pierwszy cel podróży - przejście
graniczne Chyżne. Ruch w kierunku Zakopanego całkiem spory jak na
wieczór ale w końcu to wakacje i zapowiadała się piękna pogoda na
weekend. Warunki jakie proponuje słynna „zakopianka” większość chyba
zna, pomijam więc swój komentarz w tej kwestii. Poza korkiem na wylocie z
Krakowa, drogę do granicy pokonaliśmy na szczęście
bez niespodzianek. Tam tankowanie i zakup miesięcznej winiety na drogi w
Słowacji (w kantorze obok stacji paliw – cena 70 zł – płatność kartą) i ruszamy dalej.
- 2. Słowacja
I tu
pierwsze rozczarowanie. Tylko 3 krótkie odcinki dróg płatnych tj. na
których można szybciej pojechać. Poza tym kręta wąska droga przez las (w
końcu to teren górski). Dwa razy drogę przecinają nam przebiegające
lisy, zaliczamy mocne hamowanie. To co jednak najgorsze to remonty na całej trasie – wiele odcinków z zerwaną nawierzchnią oraz
ruch wahadłowy na każdym mijanym moście (i nie tylko moście). Moje wrażenia zdecydowanie negatywne.
- 3. Węgry
Nie kupiliśmy winiety na drogi w Węgrzech w Chyżnym, choć była taka możliwość, musieliśmy
więc znaleźć stację, by ją kupić. Jechaliśmy spory kawałek od granicy a
stacji ciągle nie było, już zaczęliśmy się niepokoić. Po przejechaniu
sporego odcinka stacja w końcu się pojawiła. Winieta (miesięczna)
kosztowała tu taniej niż gdybyśmy ją
zakupili w Polsce. Na stacji spotkaliśmy kilka samochodów z polskimi
rejestracjami – było to potwierdzeniem, że stali bywalcy trasy wiedzą,
że gdzie najlepiej kupić winietę. Cena winiety w przeliczeniu 65 zł –
płatność kartą.
Co
do samych dróg – cóż spodziewałam się lepszych, przynajmniej fragmentu
autostrady. Drogi rozszerzają się wprawdzie co jakiś czas na dwa pasy
(zwłaszcza pod górkę) ale liczyłam na coś więcej na płatnych odcinkach.
Na szczęście jechaliśmy nocą więc ruch był niewielki i bladym świtem
zgodnie z przewidywaniami stanęliśmy na granicy z Serbią.
Stanęliśmy
a może lepiej powinnam napisać utknęliśmy. Mimo wczesnej pory korek był
naprawdę spory – ok 2 godzin. Większość przekraczających granicę to
Turcy na niemieckich blachach (sierpień to chyba wzmożony okres ich
powrotów do rodzinnych stron na wakacje). Po męczącym oczekiwaniu
bogatsi o nową pieczątkę w paszporcie ruszyliśmy dalej.
- 4. Serbia
Podróż przez Serbię odbywała się głównie w towarzystwie samochodów na niemieckich rejestracjach zdążających w kierunku Turcji. Choć
w Serbii na autostradzie obowiązuje ograniczenie prędkości do 120 km/h,
nie koniecznie było ono przestrzegane. Generalnie ruch na autostradzie
odbywał się płynnie. Minęliśmy cztery punkty poboru opłat (dojazd do
bramek bez
korków) – w sumie zapłaciliśmy za nie nieco ponad 77 zł – wszystkie płatności kartą.
To co było pozytywnego na trasie autostrady to zatoczki co klika km (raz
małe innym razem całkiem spore), na których można było się zatrzymać,
prawie każda z TOITOI. To co było negatywnego to roboty drogowe
prowadzone bez wcześniejszych znaków ostrzeżenia. Zaliczyliśmy jedno
ostre hamowanie gdy nagle przed nami wyrosła blokada pasa, co przy
pędzących autostradą samochodach nie było bezpieczne. Trasa widokowo nudna – w 95% pola kukurydzy lub słoneczników.
Pola słoneczników |
Niestety
autostrada w Serbii kończy się w okolicy Niszu. My dodatkowo trafiliśmy
na sobotni targ w tej okolicy. Utworzył się sporty korek, na przedarcie
się przez niego starliśmy sporo czasu. Po zjeździe z autostrady czekała
nas wąska kręta droga. Początkowo była niezwykle urokliwa – tunele,
rzeka w wąwozie, wysokie zbocza, później jednak przeszła w zwykłą
lokalną
drogę.
Serbia - droga od Niszu do granicy z Bułgarią |
Po zjeździe z autostrady droga do granicy ciągnęła się. W końcu
granica i znów korek, mniejszy wprawdzie niż na poprzedniej granicy ale
straciliśmy tam ok 40 min. Po raz kolejny w tej podróży doceniliśmy
układ z Schengen.
- 5. Bułgaria
Zaraz
po przekroczeniu granicy kupujemy winietę (miesięczną),
jest klika punktów po prawej stronie drogi, w których można ją zakupić – koszt 54 zł - płatność kartą.
Od granicy do Sofii prowadzi droga jednopasmowa.
Przed Sofią skręcamy w lewo na obwodnicę (rondo w przebudowie).
Standard drogi bardzo kiepski, zwłaszcza jak na obwodnicę stolicy
państwa UE. Ze względu na jakość drogi nie pędzimy. W końcu wyjeżdżamy
na autostradę w kierunku Burgas i w końcu jedziemy. Ruch stosunkowo
niewielki - jest sobota popołudniu. W pewnym momencie Turcy
odbijają na Istambuł i komfort jazdy staje się jeszcze lepszy. Co jakiś
czas mijamy duże zatoczki, na których można rozprostować kości i
skorzystać z TOITOI. Na autostradzie jest słaba infrastruktura, mało stacji paliw i miejsc w których coś można zjeść. Wzdłuż całej autostrady jest 1x MacDonald, 1x KFC i 1x knajpa z burgerami (tyle
pamiętam), dużo wcześniej ich pojawienie się zapowiadają reklamy przy
drodze. Mijamy samochody na polskich rejestracjach, z różnych części
kraju. Podobnie jak w Serbii jadąc widzimy głównie
pola kukurydzy i słoneczników i tak docieramy do Burgas. W Bugras
jedziemy na południe. Na miejsce docieramy po 23 godzinach jazdy (+ 1
godzina ze względu na zmianę strefy czasowej).
Rozpakowujemy bagaże, zjadamy coś w pobliskiej knajpce (o cenach i
jedzeniu napisze innym razem) i idziemy odpocząć a rano.....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz