poniedziałek, 28 grudnia 2015

Co dalej GIMBAZĄ?


Było już o sześciolatkach a teraz będzie też trochę o gimnazjum. Oba tematy budziły i budzą emocje, mam jednak wrażenie, że przeważnie wypowiadają się na nie ludzie, którzy nie mają dzieci w wieku szkolnym i są dalecy od panujących realiów. Poprzednia ekipa rządzących chciała wysłać wszystkie sześciolatki do szkoły a obecna proponuje zostawienie sześciolatków w tej samej klasie (by mogły dołączyć do swojego rocznika). Jeden pomysł gorszy od drugiego. 

Cóż z tego, że sale lekcyjne są przystosowane dla sześciolatków i to, że intelektem nie odbiegają one od siedmiolatków, jeżeli w większości przypadków sześciolatki nie są dostatecznie dojrzałe emocjonalnie.  Nie mówię tu o tych dzieciach, które zostały odroczone ale o pewnej części sześciolatków, które obecnie chodzą do pierwszej klasy i których rodzice otwarcie przyznają, że ze względu na emocje powinny jednak zostać jeszcze rok w przedszkolu. Teraz podobno ma być lepiej dla sześciolatków z roczników 2010 i młodszych ale co z tymi, które już są w szkole? Propozycja pozostania sześciolatka na drugi rok w pierwszej klasie –  kto to wymyślił? czy ktoś pomyślał co by to oznaczało dla dziecka? A co z pozostałymi rocznikami, które w system edukacji weszły jako sześciolatki? Nie było wtedy wprawdzie obligo, że muszą iść do szkoły ale reforma edukacji jednoznacznie wskazywała kierunek zmian. Moim zdaniem jedyne rozsądne wyjście  z sytuacji to pozostawienie klas dwurocznikowych – gdzie sześciolatki mogą ale nie muszą pójść do szkoły.  

W końcu gimnazja i pomysł ich likwidacji. Do ubiegłego roku też byłam przeciwniczką gimnazjów ale dziś jestem po drugiej stronie. Normalnym zjawiskiem jest to, że obawiamy się czegoś czego nie znamy ale  nie zawsze musi to oznaczać zmianę na gorsze. System ośmioklasowy znam i uważam, że o ile był dobry 20 lat temu teraz się nie sprawdzi. Nie zależnie, czy młodzież będzie w gimnazjum, czy w 7-8 klasie, problemy same nie znikną a w systemie 8-klas mogą się wręcz nasilić (widać to już w przypadku klas szóstych). Młodzież nie jest już tą sprzed 20 lat i na pewnym etapie potrzebuje zmiany. 

Owszem początki gimnazjów nie były łatwe zarówno dla dzieci, ich rodziców jaki pewnie dla samych nauczycieli. Wszyscy się wtedy uczyli. Od tamtego czasu upłynął szmat czasu i bardzo dużo się zmieniło.

Jakie moim zdaniem są zalety gimnazjum
1. Gimnazjum można wybrać wg własnych preferencji – gimnazja w których trzeba się dużo uczyć lub wg krążących opinii zdecydowanie mniej, szkoły z klasami profilowanymi (np. informatycznymi, sportowymi  a nawet militarnymi ), te które mają ciekawą okolicę (boiska, park, rynek) lub te które są po prostu blisko miejsca zamieszkania – kryteria wyboru są bardzo różne. Dziecko ma poczucie realnego wpływu na dokonywany wybór (pod warunkiem, że rodzice go nie narzucą). Moim zdaniem jest to pierwsza z zalet - nie musimy się skazywać na gimnazjum rejonowe, wybór jest praktycznie nieograniczony (zależny tylko od wyników z egzaminu i ocen na świadectwie). W ubiegłym roku była możliwość zaznaczenia w deklaracji wyboru szkoły dowolnej ich ilości (w poprzednich latach można było wybrać tylko dwa gimnazja + trzecie rejonowe) - to dało komfort, że w przypadku nie dostania się do szkoły tzw. „pierwszego wyboru”, automatycznie nasz wniosek rozpatrywany był w kolejnej z listy (kolejność na liście wg preferencji).  
2. Kolejna zaleta to nauka samodzielności – dzieci zaczynają same dojeżdżać do szkoły, wychodzą poza swój dobrze znany rejon, poznają komunikację i uczą się nowych zasad. Mają poczucie odpowiedzialności.
3. W końcu chyba najważniejsze – w gimnazjum dzieci są  czystymi białymi kartami” zaczynają budować swoją opinie od początku. Tu znikają wszystkie przypięte „łatki” zarówno przez rówieśników jak i nauczycieli. Tu kończy się wykorzystywanie tzw. ”dobrej opinii” – uczniowie weryfikują swoje umiejętności, wszystko zaczyna się na nowo. Dzieci uwalniają się środowiska szkoły, w którym tkwią od 6 lat i którym są po prostu zmęczeni.  

Ostatni semestr szóstej klasy bywa ciężki, nie tylko ze względu na presję zbliżającego się egzaminu a potem oczekiwania na wyniki ale często ze względu na zmęczenie własnym towarzystwem w klasie. Gimnazjum jest restartem dla wszystkich - dla dzieci i dla rodziców, osobiście nie wyobrażam sobie kolejnych dwóch lat w podstawówce. Teraz mam porównanie w sposobach nauczania i radzenia siebie z młodzieżą przez nauczycieli na poziomie podstawówki i gimnazjum – w naszym przypadku różnica jest kolosalna, na korzyść gimnazjum oczywiście. Co ciekawe, ile razy rozmawiam z którymkolwiek z rodziców dzieci z pierwszej klasy gimnazjum (z różnych szkół) wszyscy zmianę tę postrzegają na plus, choć pamiętam nasze rozmowy sprzed wakacji pełne sceptycyzmu i obaw.

Ważnym faktem jest to, że gimnazjum jest objęte obowiązkiem szkolnym, więc nie ma możliwości by dziecko nie dostało się do gimnazjum. Wystarczy, że przyjedzie na egzamin i jeżeli nawet nic nie napisze, ma zagwarantowane miejsce w gimnazjum rejonowym. Gimnazjum rejonowe jest najczęściej najbliżej miejsca zamieszkania, czasem nawet w tym samym budynku co szkoła podstawowa.  Teoretycznie jeżeli cała klasa z podstawówki wybrała by gimnazjum rejonowe mogłaby zostać przeniesiona do gimnazjum w składzie 1:1. Nie bardzo więc rozumiem, jaką wartość może dać likwidacja gimnazjów? Moim zdaniem ograniczy to tylko możliwość wyboru, jaki teraz istnieje na tym etapie.

Mam więc nadzieję, że zanim zostanie wprowadzana jakakolwiek zmiana dot. gimnazjów w systemie oświaty, ktoś uwzględni zdanie dzieci i rodziców, bo chyba jasne jest, że wraz z likwidacją gimnazjów problemy wieku dorastania automatyczne nie znikną.

niedziela, 13 grudnia 2015

Świąteczne awarie - świąteczny koszmar

Jak pech,  to pech. Jak ma się coś popsuć to wolałbym, żeby to było w dzień powszedni i żeby była możliwa natychmiastowa naprawa. Ale złośliwość przedmiotów martwych nie ma granic.

Ok 20.12 ubiegłego roku, przed świętami wypłacam z bankomatu większą kwotę. Bankomat zwraca mi kartę ale nie wydaje gotówki, nie drukuje też żadnego potwierdzenia. Na moje szczęście bankomat jest w oddziale banku,  w którym mam rachunek a oddział jeszcze pracuje. Zgłaszam sytuację Panu w sekcji depozytów i przezornie proszę by sprawdził stan mojego rachunku. I tu szok – pieniądze zostały ściągnięte z mojego konta. Pan nic nie może zrobić – trzeba przeliczyć gotówkę w bankomacie a w tym tygodniu już nie będzie fachowców od bankomatów. Wypisuje więc reklamację – a ja bez gotówki i bez kasy na koncie – wesołych świąt!.… Bank uznaje reklamację i zwraca mi pieniądze na rachunek ale dopiero  w nowym roku…. bo na rozpatrzenie reklamacji ma przecież 30 dni….
23.12 ubiegłego roku, gorączka przygotowań do Wigilii, wieczorem wchodzę od łazienki i czuję gaz. Na szczęście fachowiec przyjechał od razu mimo późnej pory. Puściło łączenie na jakiejś rurce przy piecu. Bardzo dziękujemy, że uratował nas Pan przed bombą gazową w święta.  
31.10 tego roku, sobota  prze Wszystkim Świętymi -  zbieramy się do wyjazdu – klucz w naszych nowych drzwiach wejściowych utknął, nie da się go wyjąć. W dodatku został w drzwiach od strony zewnętrznej! Telefon do producenta - w końcu mamy gwarancję. Niestety nikt teraz nie przyjedzie, wsparcie ograniczyło się do kliku rad pana montażysty przed telefon. Klucz udało się wyjąć ale zasugerowano by zamka nie używać – ktoś z ekipy podjedzie w poniedziałek. Nie podjechał ani w ten poniedziałek ani kolejny, nie mają ekipy na tym terenie. Skończyło się na wysłaniu zamka pocztą i samodzielnej wymianie. Póki co działa.

Złośliwość przedmiotów martwych to jedno a drugie to brak poczucia przez producentów obowiązku do usunięcia usterek w ich produktach w jak najkrótszym czasie. Niestety większości jednak nie spieszono  do naprawy usterek zwłaszcza w ramach gwarancji, czyli bezpłatnie. Prawo nie nakłada na wykonawcę terminów, w jakim powinien usunąć problem w ramach gwarancji, określenie „niezwłocznie” jest wg mnie często niewystarczające.

Od jakiegoś czasu obserwuję trend, w którym 95% uwagi skupia się na potencjalnym kliencie (który może od nas kupi a może nie kupi) a tylko 5% uwagi na kliencie obecnym (który zadowolony kupiłby u nas więcej, czy chociaż polecił nas i zarekomendował). To przekłada się na 95% wagi na sprzedaż, 5% na serwis, a to z kolei na strategię działania firmy – sprzedać a potem robić uniki. Jest to przykra praktyka, bo o ile przy kupnie wszyscy nam nadskakują to przy reklamacji odbijamy się od ściany, nie mamy z kim rozmawiać, nikt nie jest zainteresowany szybka naprawą problemu. A przecież to dobry serwis decyduje o tym czy Klient wraca i czy poleca nas innym.