Przed rozpoczęciem ferii zimowych narzekałam, że w tym roku dla małopolski wypadają bardzo kiepsko, bo pod względem kalendarzowym tak faktycznie było- zaczynaliśmy ferie jako pierwsi. Fatalne było to, że po dwutygodniowej przerwie świątecznej dzieci wróciły do szkoły na 1,5 tygodnia, by znowu mieć dwa tygodnie wolnego. Chyba wolałabym dołożyć kilka dni do ferii świątecznych i zrezygnować z kolejnej przerwy szkolnej w tak krótkim czasie, np. na poczet tygodniowych ferii świątecznych w okolicy Wielkanocy. Ale jest jak jest .....
Po tych przerwach niektórzy jeszcze dochodzą do siebie, bo ponad miesiąc wolnego, z krótkim epizodem szkolnym po drodze, potrafi rozleniwić najpilniejszego ucznia. Może te długie przerwy w nauce nie byłyby tak bolesne gdyby nie fakt, że po powrocie zaczyna się gonitwa z czasem, by nadążyć z programem. A to z kolei oznacza większe obciążenie dzieci sprawdzianami i zadaniami, tak że swoje zimowe wakacje szybko odrabiają z nawiązką.
No oczywiście jest jeszcze kwestia urlopu rodziców, którzy formalnie powinni zapewnić dzieciom opiekę w czasie wolnym od szkoły (wręcz są prawnie do tego zobligowani). Trzeba być jednak bardzo kreatywnym, by mając 26 dni urlopu rocznie zapewnić opiekę dziecku, które ma ponad 90 dni wolnych od zajęć w szkole (licząc tylko te dłuższe przerwy: 60 dni wakacji + 14 dni ferie zimowe + 14 dni ferie świąteczne zimowe). Pamiętam ubiegłoroczną akcje pani minister, która zobligowała szkoły do organizacji zajęć w czasie wolnym od lekcji. Intencje były dobre ale efekty mizerne. Dzieci w czasie wolnym nie chcą chodzić do szkoły, bo proponowane tam zajęcia są dla nich nie atrakcyjne. Tylko raz wysłałam dziecko na zajęcia "lato w szkole". Liczba dzieci uczestniczących w zajęciach była ograniczona, więc zrobiono zapisy - kto szybszy ten lepszy. Myślałam, że będzie to coś ciekawego - taka półkolonia, ale już po trzecim dniu dziecko prosiło mnie żeby go tam nie wysyłać Opieka była zapewniona ale niestety nic więcej.
Wracając jednak do tegorocznych ferii, muszę przyznać, że wyjątkowo się udały. Trafiliśmy w jedyny tydzień zimy, który do tej pory był. Choć nawet w górach śniegu nie było dużo na czas naszych ferii przykrył on i góry i miasteczka. Zaliczyliśmy narty i sanki. Zmarzliśmy, bo temperatury były nawet do-15 rano. Zimę uznaje więc za zaliczoną.
Mając w pamięci podobną ciepłą zminę, bez mrozu i śniegu, ciekawa jestem czy górale będę znów próbowali ogłosić stan klęski żywiołowej (jak było to parę lat temu), czy już pogodzili się z kapryśną aurą - bo taki mamy klimat ;-)